41 lat minęło Część 1

 41 lat minęło bądź znowu mi coś przybyło. Dobrze tylko,że jedna cyfra z tyłu, a nie z przodu. Więc z tej dostojnej okazji będzie bardzo urodzinowo z nowym urodzinowym rozkładem. Rozkład ma aż 17 pozycji, więc znowu będzie trylogia :))))))))))


1. Sygnifikator - Kapłanka

2. Energie, które odchodzą - As Mieczy

3. Cele, które udało mi się osiągnąć - 9 Monet

4. Zadania, które przechodzą na kolejny rok - Moc

5. Gdzie jestem dzisiaj - 8 Monet

6. W tą stronę zmierzam - 10 Mieczy

7. Zadania, z którymi się zmierzę - Król Buław

8. Cele, które mogę osiągnąć - 4 Kielichów

9. Nowe możliwości, któe się pojawią - Kochankowie

10. Miłość - 9 Buław

11. Praca, życie zawodowe - Król Kielichów

12. Finanse - Świat

13. Niespodzianki - Gwiazda

14. Ogólna prognoza - Królowa Mieczy

15. Dar od Wszechświata - Sprawiedliwość

16. Rada od Tarota - Pustelnik

17. Podsumowanie - 3 Mieczy


Kapłanka - W ubiegłym roku poznałam bardzo wyjątkowego człowieka i przez krótką chwilę trafiłam pod jego skrzydła. To on pokazał mojej duszy, że jeszcze może być szczęśliwa. Choć nasz kontakt nie był długi, stał się on moim mentorem. Podczas jednej z rozmów powiedział mi te słowa: masz ogromną intuicję, ale jeszcze nie potrafisz jej wykorzystywać. Niech karta Kapłanki będzie moim drogowskazem, niech mnie poprowadzi na nowe drogi, niech otworzy przede mną nowe możliwości i otworzy mój umysł, moje serce i duszę na nowe doznania i lekcje, których się będę musiała nauczyć. Z Kapłanką jako kartą przewodnią będę wiedziała, że w trudnych chwilach powinnam się wsłuchiwać w głos mojej intuicji. Ten kolejny rok mojego życia będzie nowym etapem podróży do odnalezienia tej dawnej Moniki, która się potrafiła śmiać, bawić do białego rana, była duszą towarzystwa i lubiła ludzi. Ale może tej Moniki już nie ma. Kiedy zamykam oczy jestem sama. Kiedy je otwieram wciąż jestem sama. Przemierzam otchłanie mojego umysłu, coraz dalej zapuszczam się w czeluść mojej duszy. Idę powoli, aby ponownie nie wypuścić z rąk nitki mojego losu, aby znowu nie zabłądzić w tym labiryncie codzienności. Może Kapłanka ma być dla mnie przesłaniem, że moim powołaniem nie jest być Cesarzową, czyli żoną i matką, lecz kim... no właśnie kim? 

As Mieczy - Jeżeli ma się wrażliwe serce i duszę artysty, to nie jest łatwo kierować się rozumem, mieć wszystko zaplanowane i zorganizowane. Na pweno As Mieczy miał też swoje dobre strony. To dzięki niemu musiałam zacząć pracować nad moim sposobem komunikacji, wyrażanie siebie, wyrażania własnych potrzeb. Ale co było dla mnie najtrudniejszą lekcją - to wyznaczanie własnych granic. Ja jestem bardzo miła, bardzo grzeczna, bardzo ułożona. Mówię "dzień dobry", "przepraszam", "dziękuję" i "do widzenia". Nie jestem żadną przodowniczką. Na czerwonym świetle stoję posłusznie i czekam na zielone światło, nawet jak nie jedzie żaden samochód. Zawsze byłam małą, grzeczną, posłuszną Monisią, co ma być cichutka, milutka i nie sprawiać problemów, nie przysparzać kłopotów, robić to, co jej każą. Nie potrafiłam powiedzieć własnej opinii o czyimś zachowaniu, aby nikogo nie zranić. Jeżeli ktoś mi bliski sprawił mi przykrość, gorzko przełykałam ślinę, ale bałam się powiedzieć, to co czuję, aby ta osoba się na mnie nie obraziła. Jeżeli od dziecka narzucane  nam są pewne wzorce, niestety powielamy to jako dorośli. Jak często słyszałam w dzieciństwie od mojej babci: "byłaś niegrzeczna i teraz babcię boli serce"; "baw się cicho i grzecznie, bo babcie boli głowa"; "Jak się nie będziesz bawić swoimi zabawkami, to one staną się takie maleńkie, aż w końcu znikną i odejdą na zawsze". Nie potrafię więc komunikować, stawiać granic i ich egzekwować. W ostatnich latach to stało się też przyzcyną, dlaczego coraz bardziej zaczęłam stronić od ludzi. Ucieczka stała sie jedyną możliwością ocalenia mojej własnej suwerenności. Ten As Mieczy został mi włożony w dłoń, aby jako dojrzała kobieta w końcu odciąć pępowinę. Mała Monisia musi w końcu rozpleść swoje warkoczyki. Mając 40 lat czułam się przy mojej mamie jak nastolatka, o której każdym kroku ona decyduje. Ile ról musiałam spełniać do tej pory w moim życiu, być dla rodzica rodzicem, bo potrzebował wsparcia i na przemian dzieckiem, bo rodzic by teraz chętnie pobawił wnuczęta, a ja wciąż jestem jałowa.  Jeżeli w życiu wciąż gra się jakąś rolę dla innych, żeby im było dobrze, lżej, czasem trudno przypomnieć sobie, że nasze życie przecież to nie teatr. Kim byłam do tej pory - grzeczną wnusią - przykładną uczennicą - zbuntowaną nastolatką, którą trzeba było trzymac w ryzach - młodą zagubioną kobietą, której marzenia trzeba było ujarzmić. A teraz jestem dorosłą kobietą, która patrząc wstecz, wie, że na niektóre rzeczy jest już za późno. I to tak starsznie boli. Mamusi potrzebowałam jak byłam dzieckiem, nastolatką. Jako młoda kobieta potrzebowałam mentorki. Teraz, kiedy skończyłam 41 lat i robię bilans mojej przeszłości, wiem, że muszę zaakceptować pewne rzeczy. Odnaleźć inny cel w mojej przyszłości. Ale do tego potrzebuję matki, która pomoże mi przejść przez ten proces, a nie mną dyrygować.  Ten As Mieczy był dla mnie takim batem, który kazał mi się brać w garść, podnosić się i egzystować, bądź też często wegetować. Był moją dyscypliną, głosem obowiązku, dzięki któremu każdego dnia starałam się walczyć o siebie, choć nie widziałam w tym ani sensu, ani nadziei dla mnie. 

9 Monet - czy odniosłam sukces? Na pewno nie odniosłam porażki. A jeśli nawet i tak, to wzbogaciła mnie ona jedynie o kolejne drogocenne doświadczenie. Pracowałam dzielnie przez cały rok. Byłam jedynie 2 dni chora, bo mnie znów dopadła Corona. 2 razy zmieniałam miejsce pracy i dwa razy moja praca została pozytywnie oceniona. Nie jestem bizneswoman i jako docentka języka niemieckiego, zostanę jedynie docentką języka niemieckiego i nie zrobię zawrotnej kariery. Ale dzięki mojemu zaangażowaniu mam pracę i stać mnie na bio owoce i warzywa w dobie inflacji. Lubię tę kartę. Zawsze kiedy ona mi się w rozkładzie pokazuje, wiem, że będę mogła być spokojna o moją sytuację finansową. Kobieta na tej karcie uosabia mądrość, zaradność życiową, stabilizację. Jest to kobieta, którą może cieszyć się owocami swojej pracy i być mentorką dla innych. 

Widząc kartę Mocy pomyślałam - o Jezusie, znowu będę musiała być silna i niezależna, a przecież miało być inaczej. I właśnie może o to chodzi tutaj w tej karcie, że to ja muszę nauczyć się przestać być ciągle kobietą gigantem, bohaterką, przodowniczką pracy, tą nieposkromnioną i niezwyciężoną. Być kobietą silną jest jak genetyczne brzemię przekazywane przez kobiety w mojej rodzinie z pokolenia na pokolenie. Większość kobiet ze strony mojej mamy było zdanych na samych siebie i musiało wychowywać przez tragiczne zrządzenia losu samotnie dzieci. Moja mama wpajała mi, że kobieta ma być silna, że mężczyzna "patrz mój ojciec" jednynie jest utrapieniem, a nie filarem, który ma dawać oparcie. Kobieta ma być dumna i niezależna. "Patrz, jak babcia Marysia sobie poradziła sama z 3 małych córek, a nie miała nikogo." Ja nigdy nie mogłam być słaba, ani po pierwszej oblanej sesji, ani wtedy kiedy chciałam rzucić znienawidzone studia. Miałam zawsze się wziąść w garść. Już jako dorosła i samodzielna kobieta, którą się mimowolnie stałam szłam tą samą utartą raz drogą. Jeżeli coś zaczniesz, doprowadź to do końca. Dzięki żelaznej dyscyplinie trzymałam się i moje emocje w garści. Nie pozwalałam sobie na łzy. Łzy stały się dla mnie czymś wstydliwym, żenującym, oznaką słabości. A ja przecież nie mogłam, nie chciałam być słaba. Brzydziłam się słabeuszami. Przestałam prosić o pomoc, bo to też oznaka słabości, zatracałam się w swoim perfekcjonaliźmie, surowo karając siebie za wszelkie choć minimalne potknięcia. W pewnym momencie oduczyłam się płakać. Nie potrafię płakać, ani kiedy jest mi smutno i źle, ani kiedy jestem wściekła. Odebrałam sobie możliwość odczuwania i przeżywania emocji. Stałam się skałą, zimną i lodowatą Królową Lodu. Lecz duszone i tłumione uczucia zaczęły wydostawać się z mojej psychiki. Zaczęły nie tylko zatruwać moją duszę, ale też i ciało. Ile z was cierpi na bóle psychosomatyczne, te wiedzą, co mam na myśli. Czy nie są one krzykiem naszej duszy? Ile z was tkwi w miejscach, rolach, związkach, zawodach, które zaciskają wam pętle na szyji. Kto wysłucha naszego żalu. Energia nie może płynąć swobodnie jeżeli tylko dajemy z siebie. Nie możemy dźwigać na swoich barkach problemów całego świata. Tyle lat pod rząd zdobywałam tytuł kobiety silnej i niezależnej. Chętnie w tym roku oddam moją koronę innej siłaczce. Ja zadowolę się miejscem poza podium. Wszakże kobiety silne potrafią przegrywać z klasą :-))))

Gdzie jestem dzisiaj 8 Monet - w pracy :-)))))))))))) no bo gdzie mam być. Nie zaprzeczam, że praca nie jest ważna, bo bez pieniędzy miałabym zapewne o wiele więcej zmartwień i trosk. Moja praca pochłania mnóstwo mojej energii. Często mam wrażenie, że znajduję się w błędnym kręgu, w labiryncie, z którego nie mogę wyjść. Za każdym razem, kiedy podejmuję próbę wprowadzenia poważnych zmian w moim życiu, moja praca zaczyna mnie wchłaniać, mój wolny czas, moje siły witalne. Czasem jak mam parę dni wolnego mam wrażenie, że dopiero mogę zaczermnąć oddech. Tak jakbym budziła się z letargu. Jeżeli przez parę kilometrów jedziemy w tunelu, nasze oczy przyzwyczajają się do ciemności i nawet nie czujemy już dyskomfortu. Aż w końcu wyjeżdżamy z tunelu i widzimy światło, pola, łąki. Nagle zatrzymujemy się w tym pędzie i dochodzi do nas, że jest coś przecież innego niż jazda przez tunel, że życie w okół nas jest takie piękne. A my spędzamy tyle czasu w ciemności. Tyle razy w tym ostatnim roku miałam wrażenie, że w poniedziałek nie dam rady wstać i znowu pójść do pracy. Było to takie uczucie, jakbym znów była w szkole i musiała pójść na znienawidzone lekcje fiyzki, bądź zjeść zupę mleczną. Sama myśl o pracy była dla mnie jak ogromny głaz, który mnie przygniata. Ale po trzecim espresso dowlekałam się do łazienki. Moja poranna rutyna jest jak mantra, dzięki której funkcjonuję i potrafię się wtopić w normy i oczekiwania społeczeństwa. A więc codziennie rano zamykam drzwi mojego mieszkania, wychodzę i wkładam moją maskę. Przed wyjściem pakuję skrupulatnie moją torębkę, żebym nie zapomniała przypadkiem zabrac wszystkicj akcesoriów: serdecznego uśmiechu, przyjaznych słów dla pokrzepienia innych, słoika ze zrozumieniem dla innych, motywacji i  cierpliwości. Tak cierpliwości to mam zawsze jakiś słoik w zapasie. Szybko sie kończy. Czy to wypalenie zawodowe, całkiem możliwe. Tutaj gdzie jestem osiągnęłam już wszystko, nie mam szans na dlaszy rozwój, na kreatywność. Rzetelnie wypełniam moje obowiązki, jestem dobrym nauczycielem i jeszcze lepszym pedagogiem. I choć w to, co robię wkładam mnóstwo serca, nie czuję się szczęśliwa. I jedynie zadaję sobie pytanie, ile jeszcze...? I tak ma być do emerytury? 

10 Mieczy - w tą stronę zmierzam. Proces przemian zaczął się w moim życiu jakieś 4 lata temu. Przez moje życie nie przetoczyły się nawałnice. Ale było wiele burz. Dzięki mojej wewnętrznej sile, dyscyplnie i samozaparciu i intuicji zawsze znalazłam schronienie. Nasze życie jest podróżą, zmieniają się nie tylko stacje, krajobrazy, ale także i my. Czasem nie zdążymy na jakąś przesiadkę, czasem musimy dłużej poczekać na następny pociąg. Możemy próbować nadrobić stracony czas. Czasem nam się to uda. A czasem wdepniemy w kolejny korek, będziemy musieli jechać objazdem, bądź teź zawrócić. Chociaż często podróżujemy i z miłą chęcią wracamy do tych samych miejsc, tak naprawdę nie są one już takie same. Nad Bałtykiem powstają nowoczesne hotele i promenady, małe wioseczki zamieniają się w ekskluzywne kurorty. I czasem od jednego do drugiega lata potrafi się zmienić wszystko. I z przykrością musimy stwierdzić, że nie zjemy już posiłku w tej małej przytulnej knajpce. Tak samo też jest ze mną bądź z nami. Na każdym etapie naszej podróży zmieniają się nasze cele, priorytety. Czasem musimy się pożegnać z naszymi marzeniami jak z małymi przytulnymi knajpkami w kurortach morksich. Nie pasują już one do krajobrazu. I choć za nimi tęsknimi, musimy się przystosować, bądź poszukać nowych możliwości. 

10 Mieczy w tej pozycji ukazuje tęsknoty mojej duszy, byle jak pozszywane rany, które gdzieś tam się jątrzą i nie chcą się do końca zagoić. W ostatnim roku znalazłam odwagę, aby się przyznać przed samą sobą, że tu gdzie jestem, nie jestem szczęśliwa. I choć się staram jak mogę, szczęścia tutaj nie znajdę. Mogę nadal udawać, posypywać cukrem pudrem cytrynę i mówić, że jest słodka. Ale prawda jest zupełnie inna. Chcę, aby ta 10 Mieczy była drogowskazem, który wyprowadzi mnie z mojego tunelu, a nie zapowiedzią, że jeżeli nie zrobię decydującego kroku, to będzie bardzo bolało. 

"Nie ma szansy na spokój w miejscu, które nie jest dla ciebie. Wszechświat zrobi wszystko, abyś nie została tam na zawsze. Każdy z nas ma do przejścia swoją unikalną ścieżkę. Zaufaj intuicji, bo ta zawsze wskazuje właściwy kierunek." (Znalezione na instagramie :D )

Koniec części pierwszej

Lawendowa wiedźma  

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

10 Mieczy - bo co nas nie zabije, to nas wzmocni

Smutna historia o 8 Kielichów

Zdrada