10 Mieczy - bo co nas nie zabije, to nas wzmocni

Już dłuższy czas nosiłam się z zamiarem opisania tej karty - jednej z najbardziej "złowieszczych" kart w Tarocie. Bo 10 Mieczy symbolizuje właśnie wszystko najgorsze, co może nam się w życiu przydarzyć. Karta ta przynosi ze sobą wydarzenia, które wywołują dreszcz na plecach i są uosobieniem naszych najskrytszych lęków i koszmarów, które tkwią gdzieś ukryte w naszej podświadomości.
Co może pokazać ta 10 Mieczy - chorobę bliskiej nam osoby, utratę pracy, kłopoty finansowe, zdradę, rozstanie z partnerem, niezdany egzamin, niepowodzenie naszych planów, osobistą tragedię.
Wydaje mi się, że wypisałam najważniejsze punkty - jak widać chyba wszyscy mamy podobne lęki i obawy.
Nie jest moim celem opisywać w tym poście znaczenia tej karty. Dokładny jej opis można znaleźć bardzo łatwo w Internecie. Lub po prostu ruszyć wyobraźnie patrząc na nią.

10 Mieczy jest obok Wieży kartą zapowiadającą zmiany w naszym życiu. Zmiany nagłe, niełatwe - często spadające na nas jak grom z jasnego nieba. Przy czym 10 Mieczy symbolizuje dla mnie na dodatek fizyczny ból. I kiedy wyciągam tę kartę nasuwa się od razu pierwsze pytanie - jak mogę i czy mogę uchronić się od wydarzeń, które ona zapowiada.  
A jeżeli napiszę - przyjmij to, co niesie los...
Wy powiecie - no tak głupie frazesy - zaufaj Bogu, Bóg wie, co jest dla Ciebie najlepsze... No tak, spotykają mnie same nieszczęścia i niepowodzenia - i to ma być niby dobre? Dziękuję więc Bogu za takie życie...!!!
Kiedy przydarza nam się cos przykrego, zawsze zwracamy się z pretensją do Boga, pytając dlaczego Boże? Więc może to samo pytanie należy zadać przede wszystkim sobie...!!!!!!

Czytając mój blog wiecie, że dużo piszę o przeznaczeniu, o niewidzialnych siłach, które kierują naszym życiem. Wciąż również uczę się zaakceptować to, że nic nie dzieje się bez przyczyny, że wszystko ma swój skutek, przyczynę i cel.
Nie, ja wcale nie muszę z pokorą przyjmować wszystkich ciosów od losu, ja przecież mogę zmienić coś w moim życiu - powiecie.
No właśnie, a jeśli nie... 10 Mieczy pokazuje na niespodziewane wydarzenia w naszym życiu, tzw. niesprawiedliwości losu. Coś spada na nas znienacka, nie zdążymy nawet tego przeczuć, a co dopiero przygotować się na takie wydarzenia. I co zrobić, kiedy w naszym życiu pojawia się taka 10 Mieczy. Według mnie trudna, aczkolwiek bardzo ważna lekcja do przepracowania.

JEDYNIE ULEGAJĄC ZNISZCZENIU, MOŻEMY ODNALEŹC W NAS TO, CO NIEZNISZCZALNE.

10 Mieczy symbolizuje dla mnie ogromne pokłady wewnętrznej siły, które drzemią w każdym z nas. Niejeden z nas doświadczył już sytuacji, kiedy prawie uginał się pod naporem cierpienia. Stał w obliczu sytuacji bez wyjścia i myślał, ze już dalej nie da rady, że ból i cierpienie są zbyt duże. Każdy z nas przeżył taki moment w życiu, kiedy łzy same cisną się do oczu. Kiedy smutek i ból rozrywa nam serce i płaczemy z bezsilności. Każdy z nas przeżył taki moment, kiedy czuł, że właśnie sięgnął dna.... I co stało się potem. Następnego dnia budzimy się i nadal świeci słońce, za oknem uliczny gwar, ludzie jak co dzień spieszą się do pracy, życie toczy się dalej. Więc i my się podnosimy, stłamszeni, sponiewierani, obolali z bólu, ale wstajemy i idziemy dalej. Jeszcze nie dociera do nas, że i dla nas teraz zaświeci słońce. W tamtej chwili straciliśmy wszystko, nasze życie legło w gruzach, nie mamy już więc też nic więcej do stracenia. Wiemy, że już nic nie będzie takie jak dawniej i my już nigdy nie będziemy tacy sami. Dlatego jesteśmy gotowi na nowi początek, dlatego otwieramy się na zmiany i nasze życie się zmienia.
Nie, nic naturalnie nie będzie na raz piękne i łatwe, o nie. Nie jest łatwo otrząsnąć się tak po prostu po trudnych wydarzeniach. Jeszcze długo będziemy nosili ból w sercu. Ale będziemy szli dalej i to jest najważniejsze. Może jeszcze tego nie wiemy, ale w tym momencie, kiedy osiągnęliśmy dna poczuliśmy, że jesteśmy niezniszczalni.
Dlatego ja zawsze mówię, że porażki czynią mnie silniejszą. Z nieszczęść czerpię siłę do działania.

10 Mieczy było moją karta na miesiąc czerwiec. Pisałam już o tym wcześniej. Moje życie legło wtedy w gruzach. Najpierw praca, potem zostawił mnie mój chłopak. Czerwcowe wydarzenia były jak te 10 Mieczy. Za każdym razem czułam jakby ktoś mi wbijał nóż. Najpierw jeden, potem dwa. Bolało, ale jeszcze trzymałam się na nogach. Potem czwarty, szósty, ósmy... Coraz bliżej ziemi... Aż w końcu upadłam i myślałam, że już nie dam rady... A jednak...
Zmieniłam pracę. Rozpoczęłam terapię. Wzięłam adwokata i zabezpieczyłam się prawnie przed szefem despotą. Zerwałam kontakt z przeszłością. Zaczęłam nowe życie. W pracy znalazłam parę świetnych kolegów. Zaczęłam uczyć w szkołach językowych. Mój blog staje się inspiracją dla coraz więcej osób. Znów się śmieję i to nawet bardzo dużo. 
Parę tygodni po tym wszystkim rozmawiałam z moją mamą przez telefon. Powiedziała mi wtedy - słychać, że znowu stanęłaś na nogi, już głos masz całkiem inny. Wtedy byłaś aż zgięta z tego smutku i cierpienia.
A teraz jestem znowu radosną, pewną siebie młodą kobietą. Moje życie nie jest ani łatwe ani proste. I nadal napotykam przeszkody na mojej drodze do celu. Wątpię, miotam się, zamykam oczy i mówię do Boga - Boże ja mam tylko nadzieję, że ty wiesz, co czynisz. Boże - czy to grzech, że ja chcę od życia czegoś więcej? 
Ale nie poddaję się. Chociaż na mojej drodze ciągle wyskakuje 10 Mieczy i często mam wrażenie, że już jestem u kresu moich sił, że nie dam rady dalej. Ale walczę, walczę dalej. Bo wierzę w siłę Przeznaczenia, w niewidzialne siły Wszechświata. Kilka lat temu wbrew rozsądkowi postanowiłam kroczyć własną ścieżką, ścieżką moich marzeń. Mój los powierzyłam wtedy siłom Wszechświata. I z tego silnego przekonania, że cały Wszechświat mnie chroni i wspiera, czerpię moją nadzieję,

siłę i moc. I może nie dziś, nie jutro, ale osiągnę to, o czym marzę.

Kiedy więc w naszym życiu pojawia się 10 Mieczy - cóż nie będzie łatwo, może być nawet źle. Ale potem będzie już tylko lepiej. Czasem brakuje ci sił, tracisz nadzieję i myślisz, że już nie dasz rady iść - a jednak brniesz dalej do przodu, nie ważne jak, byle naprzód. Bo ile też można użalać się nad sobą - rozpłaszczone ciało na chodniku nie może przecież leżeć długo. Dlatego trzeba się gdzieś doczołgać, wylizać rany, a potem żyć dalej. Bo co nas nie zabije, to nas wzmocni.


 

Komentarze

  1. Dzięki Moniu za wpis i nowe dla mnie spojrzenie na tę kartę, nigdy nie patrzyłam na nią jako możliwość rozpoczęcia nowego, jako początek czy siłę stawienia czoła przeciwnością, które nas dopadły...
    Zawsze źle mi się kojarzy, koniec ból i strata... ale może faktycznie warto popatrzeć na pozytywną stronę katy, przecież każda ją ma ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo ta karta niestety ale źle się kojarzy i symbolizuje koniec, ból i stratę... ale po każdym końcu jest jakiś początek. I to jest dobre w tej karcie. I ta karta pokazuje też często, ile potrafi znieść człowiek, jaką siłę i determinację odnajdujemy w sobie w chwili klęski. Ale to niestety odkryłam na własnym przykładzie.
    Wydaje mi się, że to jaką twarz pokazuje ta karta zależy w dużym stopniu od naszej aktualnej sytuacji życiowej. Czasem ma ona słabszy wydźwięk, a czasem jak grzmotnie...
    Co ciekawe 10 Mieczy przedstawia mi się czasami dosłownie jako ból fizyczny. Np. w zeszłym roku też miałam ją jako kartę na miesiąc - i miałam wtedy wyrywane zęby mądrości. Wdała się oczywiście infekcja i wyłam wtedy z bólu.
    Ostatnio też wyciągnęłam ją kilka razy jako wynik pytanej sprawy - i np. pokazała moje przemęczenie i stres. A może mi już niestraszne tarotowe figury. Wyciągam kartę Diabła - o cholewcia znów się będę nakręcać i dołować. Wieżę przyjmuję wręcz z euforią - bo cos się w końcu zmieni. No ale po 10 Mieczy czemu się dziwić...;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie, dla mnie też kojarzy się z bólem fizycznym, tak jak napisałam wcześniej strata i ból, np. koniec relacji gdy przytłoczenie myślami i bólem emocjonalnym odczuwa się wręcz fizycznie,
    Jeszcze raz dzięki duże z wpis
    Pozdr Pat

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Smutna historia o 8 Kielichów

Zdrada