7 Kielichów - jako rada
Cierpliwość jest dla mnie największym wyzwaniem od kilku
lat. Już z zasady ciągle na coś czekamy. Na wieczór, na weekend, na urlop, na
przesyłki, pociągi, sms-y i telefony. Czekamy aż problemy same się rozwiążą lub
czekamy też na lepsze czasy.
U mnie jest przeważnie tak, że nie potrafię dłużej usiedzieć
w jednym miejscu i prędzej czy później potrzebuję zmian. Często mówię, że z
pewnymi decyzjami muszę poczekać, bo to nie jest jeszcze właściwy czas i
miejsce. Tylko gorzej jest, jak już się na coś uprę. Wtedy to musi przyjść już,
teraz, natychmiast. Ja coś chcę i naturalną koleją rzeczy jest dla mnie, że
cały Wszechświat na raz się obróci i dopasuje do moich planów. Niestety
Wszechświat jak na ironię jakoś działa w innym trybie niż ja. A jaśniej mówiąc
w całkowicie odwrotnym ;D Bowiem, kiedy ja chcę spokoju, on zsyła mi ciągle
nowe wyzwania. Ja pragnę zmian, a on mi jak na złość wszystko opóźnia.
No dobrze, ale co ma piernik do wiatraka, czyli Góra w kartach Lenormand i tarotowi 7 Kielichów.
- rzeczywistość nie jest taka, jak nam się wydaje. Źle interpretujemy daną sytuację. Poświęcamy zbyt dużo czasu na roztrząsanie jakiegoś problemu, a kosztuje nas to jedynie bardzo dużo energii.
- Czujemy się zagubieni, ponieważ nie potrafimy trafnie ocenić danej sytuacji bądź okoliczności w danym momencie są niesprzyjające. Może należy popatrzeć na problem z innej perspektywy lub zasięgnąć rady innej osoby.
A po trzecie – jak każdy sport, hobby czy inna dyscyplina, wszystko wymaga ćwiczeń i systematyczności. Nic nie przychodzi samo. I szpagat też nie zrobimy za pierwszym razem.
I w górach mieszka krówka Milka:) |
Najlepiej zobrazuję to tak. We wszystkich rozkładach na
przyszłość bliższą i dalszą wychodzi mi Lenormandowa Góra. Góra na mojej karcie
jest przepiękna, potężna, majestatyczna. Poza tym kocham góry, dlatego też
mieszkam na Bawarii. Za pierwszym razem byłam oczarowana tą kartą. Tylko ta
karta właśnie zapowiada opóźnienia, przeszkody w realizacji celu. Czyli znowu
czekanie…. Wrrrr…. Jak ja nie lubię czekać!!!
Dokładnie, czekać nie lubię, więc trzeba wziąć sprawy w
swoje ręce. Pewne swoje plany i zamysły muszę przesunąć na czas po moim
urlopie, kiedy to jadę do Polski. I sama dobrze wiem, że teraz rozpoczynanie
czegokolwiek mija się z celem. No tak, ale jak się baba uprze, to święty boże
nie pomoże. Więc z mojego kombinowania
właściwie nie wyszło nic, poza nowymi rozterkami i nakręcaniem się. Oj jak ja
to dobrze znam. No dobrze, ale co ma piernik do wiatraka, czyli Góra w kartach Lenormand i tarotowi 7 Kielichów.
A no coś tam ma.
Zwykle jak się już tak porządnie nakręcę i najczęściej czuje
się jakby mnie ktoś wrzucił to shakera Tupperware i tak mną potrząsał i
potrząsał. To jest tysiąc moich myśli na minutę. Tak się czasem czuję :D
Ah i wtedy biorę karty w ruch i maltretuję je
niemiłosiernie.
Więc na początek był Lenormand, co mnie dodatkowo podminował
tym czekaniem, przeszkodami itp., itd.
Później były karty Anielskie i Tarot. Karty Anielskie
podzieliły zdanie Lenormand, ku mojemu zdegustowaniu. Na koniec zostawiłam
sobie więc Tarota. Jako rada wyszła mi 7 Kielichów. Już chciałam machnąć na to
ręką, ale potem wszystko zaczęło mi się układać w jedną całość.
Do tej pory przyjmowałam 7 Kielichów jako życie iluzją,
marzeniami, bujanie w obłokach. Może nie mam tendencji do idealizowania
rzeczywistości, ale musiałam się nauczyć brać życie, takim jakie jest, a nie
ciągle żyć w świecie moich marzeń. Jestem spod znaku Ryb, a więc melancholijne
nastroje, gdzieś tam uciekanie myślami do innej rzeczywistości, niestety
należało bardzo długo do mojej codzienności. Więc zabrałam się do robienia
notatek i nawet napisałam ostro: Monika – przestań znowu marzyć, przestań śnić,
nauczyć się rzeczywistością żyć.
Potem zaczęłam pisać dalej:- rzeczywistość nie jest taka, jak nam się wydaje. Źle interpretujemy daną sytuację. Poświęcamy zbyt dużo czasu na roztrząsanie jakiegoś problemu, a kosztuje nas to jedynie bardzo dużo energii.
- Czujemy się zagubieni, ponieważ nie potrafimy trafnie ocenić danej sytuacji bądź okoliczności w danym momencie są niesprzyjające. Może należy popatrzeć na problem z innej perspektywy lub zasięgnąć rady innej osoby.
I wtedy mnie to wszystko uderzyło. Słowa, które napisałam,
były dokładnie przesłaniem z kart anielskich. Pomyślałam, że może więc warto
przyjąć też inną interpretację 7 Kielichów. Może nie chodzi tutaj o przesłanie
– obudź się dziewczyno i wylanie zimnego prysznica na głowę.
Często jest również tak, że jakaś sytuacja nie odpowiada
naszym wyobrażeniom. Czujemy się lekko sfrustrowani. Zaczynamy natychmiast
próbować dopasować wszystko do naszych potrzeb, a kiedy ostateczny wynik też
nie jest zadowalający, zaczynamy widziec wszystko w czarnych kolorach.
Naturalnie możemy poradzić się znajomych, ale zazwyczaj
każdy ma inną wizję naszej przyszłości. Więc czasami rzeczywiście najrozsądniej
jest poczekać.
Może rzeczywiście ktoś tam na górze wie, co jest dla nas
najlepsze i może od czasu do czasu warto po prostu zaufać.
No tak powiecie, a co z naszymi planami i marzeniami. Już
nie można marzyć, nie można czegoś pragnąć? Przecież nawet jeden z
najsłynniejszych cytatów Paola Coelho mówi: jeśli czegoś pragniesz, cały
wszechświat sprzyja ci na drodze do twoich pragnień.
Więc dlatego przyjrzałam się drugiej stronie 7 Kielichów. A
co byście powiedzieli – 7 Kielichów jako rada – to wizualizowanie i afirmowanie
naszych pragnień.
Często słyszymy przecież, jesteśmy tym, co myślimy. Jeśli
negatywne myśli ściągają negatywne wydarzenia, to dlaczego pozytywne myśli
miałyby nie ściągać Tyc h pozytywnych?
Mało kto praktykuje tę metodę, uważając ją za mało przydatną
i nieefektywną. Bo w rzeczywistości przydarza nam się więcej tych przykrych
rzeczy. Ale czy rzeczywiście tak jest?
Po pierwsze – naszym problemom poświęcamy o wiele więcej
uwagi i energii niż myśleniu o rzeczach pozytywnych. Zazwyczaj godzinami
roztrząsamy jakąś trudną sytuację i przygotowujemy się już na wszystkie możliwe
czarne scenariusze.
Po drugie – o wiele częściej w pamięci przechowujemy
wszystkie urazy, kłopoty, kłótnie, nieprzyjemne sytuacje. Rzadko kiedy
pamiętamy lub pod koniec dnia myślimy o tych wszystkich przyjemnych rzeczach,
które nam się przydarzyły. Uważamy bowiem, że były one małe i nic nie znaczące.
A po trzecie – jak każdy sport, hobby czy inna dyscyplina, wszystko wymaga ćwiczeń i systematyczności. Nic nie przychodzi samo. I szpagat też nie zrobimy za pierwszym razem.
Więc tak szczerze, kto z nas medytuje bądź afirmuje
codziennie. Robimy to raz, i jeśli następnego dnia nie zdarzy się żaden cud,
rozczarowani porzucamy to i spędzamy chętniej godzine przed telewizorem lub
przy komputerze.
Wiem, że mojej góry nie da się na raz przeskoczyć, więc
zaczynam ją afirmować. Mam nadzieję, że wejdzie mi to w krew, albo w nawyk, jak
picie kawy J
Pozdrawiam przedwakacyjnie J
Komentarze
Prześlij komentarz